Maj to miesiąc obchodzonych u nas urodzin. 1 maja obchodziła swe urodziny Arina, 3 maja Adi i Emi, 8 maja Baru, a 26 Henia. Mieliśmy w związku z tym sporo okazji do świętowania.
Maj to także miesiąc licznych spotkań autorskich w bibliotekach. Od 8 maja do 15 trwał przecież Tydzień Bibliotek. Dla nas oznaczał on trzynaście spotkań w różnych miejscach. I nad morzem, i na Dolnym Śląsku, i w województwie kujawsko-pomorskim, i łódzkim oraz opolskim. W całym maju spotkań było 22. Każde z nich to okazja opowiedzenia widzom, o tym, że należy żyć w zgodzie z samym sobą, w zgodzie z naturą, z poszanowaniem praw zwierząt i z dbałością o zwierzęta i cały otaczający nas świat. Bez tego przestaniemy by dobrymi ludźmi. Spotkaniowa opowieść jest także o pasji, o życiu wypełnionym pasją i próbami jej realizacji. Także o zasadach regulujących takie życie. Albowiem w naszej pasji musimy mieć baczenie na świat wokół. Nie możemy jej realizować jego kosztem. Nie możemy eksploatować świata, nie możemy go burzyć. Nasza pasja musi być dla niego czuła i o niego dbająca. Tak samo dbać musimy o nasze zwierzęta. Nie możemy pasji realizować ich kosztem. One muszą brać udział w naszych działaniach ku własnemu szczęściu. Muszą to kochać, musza lubić być w terenie i z nami. Tylko wtedy nasze działania mają sens. I jeszcze dziać się to musi bez presji, bez pośpiechu. W ciszy i w spokoju. Tylko to ma sens. Nie w tłumie, nie w galopie i dzikim dążeniu do jakiegoś wydumanego sukcesu, jak ma to miejsce w sporcie wyczynowym. Nie, nie tędy droga. Odrzucam całe to zamieszanie, tę chorą rywalizację, tę potrzebę zwyciężania i pokonywania konkurentów i sił natury. W miejscu tego umieszczam pokonywanie wyłącznie własnych słabości i obcowanie z pięknem i potęgą natury. Kontakt z nią będący celem samym w sobie. Wyprawy psim zaprzęgiem odbywane dla samego bycia wśród natury, bycia z psami. Po prostu bycia na trasie. I to wszystko. Absolutnie wszystko. Poza tym nie ma nic, bo TO jest wszystkim.
Nie pojechałem na wyprawę tej zimy i okropnie brakowało mi nomadycznego życia, ale dzięki spotkaniom w rozmaitych miejscach w Polsce, miałem jednak okazję nieco takiego życia zaznać. Nie było mnie w domu przez wiele majowych dni i w tym czasie domem stał mi się stary Volkswagen Transporter, niemal żadnym nakładem środków finansowych przerobiony na kampera. Mieszkałem w nim, podróżowałem nim i zażyłem nieco szczęścia mogąc w towarzystwie Heni poszwendać się po górach. Byłem w Sokolikach u podnóży Karkonoszy, byłem na Ślęży, obeszliśmy dookoła zamek Książ, a na koniec w Heniutki urodziny włóczyliśmy się po czeskim Skalnym Mieście w Adrspachu.
Kamper, nie ważne za ile pieniędzy zrobiony, czy kupiony, daje ogromne możliwości. Oszczędza czas i pieniądze oraz pozwala poczuć się wolnym. Ot cała frajda z podróżowania takim autem. Mam nadzieje, że to nie ostatni raz.