niedziela, 27 marca 2022

Dom Psiego Seniora



To, co cyklicznie przeżywamy
w ramach naszego życia, spokojnie nadaje się na materiał do książki, czy scenariusz filmowy.

Ostatnie cztery dni spędziliśmy z Ariną w dwóch lecznicach weterynaryjnych. Pisałem już w piątek o kłopotach z jej sercem. Nie pisałem o odkrytym nowotworze w okolicach serca. Trzeciego dnia walki o Arinę dotarliśmy do punktu, z którego nie ma już dalszej drogi. Wszyscy, czyli lekarka i my doszliśmy do wniosku, że sytuacja jest beznadziejna i pozostaje nam jedynie humanitarne zakończenie walki w postaci eutanazji. Ale (ponoć wszystko co przed ale, to jest gówno warte) nie zdecydowaliśmy się na ten krok. Arina była strasznie zmęczona badaniami. Usg, rtg w trzech rzutach, drugie usg, długi czas spędzony w lecznicy. Nie chcieliśmy, by odchodziła z tego świata po tej całej kołomyi. Postanowiliśmy poczekać do soboty. Arina dostała drugą dawkę sterydu i antybiotyku, dostała leki przeciwbólowe oraz uspokajające jej oddech i pojechaliśmy do domu. I tu, w nocy, stał się cud. Arincia się podniosła. Wyraźnie poczuła się lepiej. Zaczęły też schodzić z niej obrzęki. W sobotę, zamiast na eutanazję, pojechaliśmy do innej lecznicy do kardiologa. Po echu serca wreszcie zdiagnozowane zostało ostatecznie jej serce. Dostała leki nasercowe. I żyje dziewczyna. Wraca do jedzenia, chodzi z psami na wybiegu i za cholerę nie chce siedzieć w domu, chce na dwór.


To jednak nie koniec. Kiedy już pakowaliśmy się z Ariną do kardiologa, to zauważyliśmy, że coś jest nie tak z Rasti. Rasti to kolejna babcia, raptem rok młodsza od Ariny. Dotąd czuła się dobrze i nic nie zapowiadało kłopotów. One jednak się pojawiły. Mierzymy Rastinie temperaturę, a ta przekracza 40 stopni o cztery kreski. I co teraz? Brać obie do lekarza, kiedy nie wiadomo co z Ariną i ile to potrwa? Szybka decyzja. Mamy w domu zastrzyk przeciwbólowy przeciwzapalny dla Ariny, który mieliśmy wykorzystać w razie pogorszenia jej stanu. Dajemy go Rasti, po czym z duszą na ramieniu jedziemy do kardiologa.
Wracamy po chyba pięciu godzinach i kiedy wysiadamy z samochodu słyszymy zwyczajowe wycie i szczekanie Rasti, którym nas wita od zawsze. Lek zadziałał, gorączka ustąpiła, Rasti czuje się dobrze. Kolejny pożar ugaszony. Przynajmniej na razie.
I tak to właśnie wygląda. Trzeba umieć cieszyć się życiem, bo nigdy nie wiadomo, co wydarzy się za chwilę.

środa, 23 marca 2022

Warsztaty podróżnicze

 


Jeśli tylko sytuacja covidowa i polityczna pozwoli, to w czasie letnich wakacji 2022 będziemy pracować z dziećmi na terenie całej Polski. Od kilku lat nasze zajęcia warsztatowe świetnie wypełniają czas zimowych ferii, czy letnich wakacji. Odwiedzimy domy kultury i biblioteki, które organizują dzieciom półkolonie, czy inne wakacyjne zajęcia.

W trakcie tych spotkań opowiadać będziemy o naszych zwierzakach, o wyprawach, dalekich lodowych krainach i wizytach u Świętego Mikołaja.




Oczywiście największym zainteresowaniem zawsze cieszą się psy. Jeżdżą z nami Flicka i Henia, które uwielbiają być w centrum uwagi i głaskania.
Poza psami dzieci mają okazję zobaczyć sprzęt jakiego używamy na Dalekiej Północy. Wyprawowe sanie, zimowy namiot, buty, odzież. Wszystko to co pozwala nam tam przetrwać duże mrozy i śnieżyce.
Opowiadamy o naszych przygodach, o talentach psów, o zwierzakach Laponii. Wspominamy także o odpowiedzialności jaką wszyscy musimy wykazywać się wobec własnych zwierząt.




Te zajęcia dają dzieciom wyjątkową możliwość zajrzenia do zupełnie innego świata niż ten, z jakim mają do czynienia na co dzień. Dzieci uczą się w ich trakcie szacunku dla zwierząt i całej reszty przyrody. Dowiadują się różnych ciekawych rzeczy, na przykład jak przetrwać w bardzo niskich temperaturach, w huraganowych wiatrach, jak w takich warunkach zapewnić bezpieczeństwo psom, czy jak przygotować sobie i psom posiłki, kiedy jest bardzo zimno i wietrznie.

W czasie zajęć dzieci wszystkiego mogą wypróbować i o wszystko zapytać. Te spotkania zawsze budzą u dzieci bardzo duże zainteresowanie, zaangażowanie i entuzjazm. Nikt się w ich czasie nie nudzi.

wtorek, 22 marca 2022

Daleka Północ

Daleką Północą zwykło się nazywać rejony polarne, czyli tereny położone za północnym kołem podbiegunowym, czyli południkiem 66°33’N, który jednocześnie niemal dokładnie wyznacza granicę występowania nocy polarnej i dnia polarnego, czyli okresów kiedy słońce w ogóle nie wschodzi, albo nie zachodzi.

Granicami klimatycznymi Arktyki, to inne określenie tych rejonów, jest izoterma średniej temperatury najcieplejszego w roku miesiąca, czyli lipca na poziomie +10 stopni Celsjusza. Pokrywa się ona mniej więcej z północną granicą wegetacji drzew.

Arktyka zmienia się w naszych oczach kiedy podróżujemy na północ. Najpierw widzimy lasy, zwane tajgą. Gatunki drzew, które ją porastają to świerk, sosna, cedr, limba, jodła i modrzew. Z liściastych spotykamy brzozę, wierzbę, osikę, olszę, jarzęby.

Te drzewa, kiedy docieramy do koła podbiegunowego, wyglądają najpierw tak jak u nas. Nie ma wielkiej różnicy. Natomiast im dalej przemieszczamy się na północ, tym lasy stają się coraz rzadsze, a drzewa niższe.
Stopniowo tajga zamienia się w lasotundrę, w której drzewa rosną w coraz mniejszych skupiskach i w miejsce lasów wchodzą otwarte przestrzenie. Drzewa stopniowo przyjmują formę krzewów. Lasotundra to strefa przejściowa między tajgą, a tundrą, w której  nie znajdziemy już dużych drzew.
Rozróżniamy tundrę krzewinkową, gdzie widzimy krzewy karłowatej brzozy i płożące wierzby, tundrę mszysto-porostową, w której panują mchy i porosty oraz występujące w dużych  ilościach rośliny kwiatowe, głównie z rodziny wrzosowatych.

Dalej wchodzimy w tundrę arktyczną, zwaną pustynią polarną, która jest królestwem porostów i mchów. Tylko one są w stanie tam wegetować.
Co ciekawe na tej pustyni, w trakcie bardzo krótkiego lata, kwitną też kwiaty. W sumie około stu gatunków roślin naczyniowych znajdziemy w tym fragmencie tundry. Ze znanych nam dobrze kwitnie tam mak, niezapominajka, turzyca.

Z jednej strony odludzia i ubogie na pozór w życie rejony, a z drugiej królestwo drobnych roślin, które w innych częściach świata, cieplejszych, są zdecydowanie zdominowane przez bardziej wybujałe formy roślinnego życia.

Daleka Północ to kraina czysta. Brak przemysłu, poza kilkoma miejscami, małe zaludnienie i niski stopień trucia środowiska przez człowieka. Niewielki ruch samochodowy. Wszystko to powoduje, że w Arktyce oddychamy czystym powietrzem i pijemy czystą wodę. Nawet ta prosto z potoku, rzeki, czy nawet jeziora nadaje się do picia. Również bez przegotowania. Wiemy o czym mówimy, bo przecież na wszystkich naszych wyprawach korzystamy z tej wody. Bez najmniejszych sensacji żołądkowych.

Odludzie, odmienne od naszych, polskich krajobrazów, renifery, wspaniałe widoki, ogromna przestrzeń i wydający się żyć bez pośpiechu ludzie, działają na wszystkich odwiedzających Daleką Północ uspokajająco. Sami się szybko wyciszamy, wchodzimy na niższe obroty, zaprzestajemy gonitwy z czasem. My zawsze tam to odczuwamy, a potem strasznie tęsknimy do tego stanu, kiedy już nas tam nie ma.
Ten spokój jest być może, tak naprawdę, największym atutem i naszym zyskiem z pobytu w Arktyce. Pozwala przecież, choćby na kilka dni, pożyć innym rodzajem życia i innymi zupełnie emocjami. Zdecydowanie pozytywnymi.
Polecamy to wszystkim, odwiedźcie choćby raz w życiu tą daleką, a jednocześnie bliską północ. W końcu samolotem można tam dotrzeć w kilka godzin. Warto to zrobić póki człowiek nie rozpanoszył się tam jeszcze w poszukiwaniach zysku z ropy, czy gazu, których niestety jest tam mnóstwo.

Wojna

 W obecnych czasach nie da się nie myśleć o Ukrainie, o tragicznej sytuacji w jakiej znalazł się ten dumny kraj, o setkach ofiar, o zniszczonych miastach i straszliwym barbarzyństwie rosjan.

Okropnie martwi również los zwierząt domowych i dzikich. Wiemy, jak pies, kot, czy każde inne stworzenie odczuwa strach, jak cierpi z powodu eksplozji. Wielu ludzi nie zgadza się na fajerwerki odpalane z rożnych okazji, wyobraźmy sobie zatem, co przeżywają zwierzęta obcujące z eksplozjami pocisków. Dzisiaj nasza Maja dostała ataku paniki, bo coś grzmotnęło w okolicy. Maja dostaje takich ataków w czasie burzy, w czasie sylwestrowej strzelaniny i wszelkich tym podobnych zdarzeń. W przypadku ostrzału artyleryjskiego pewnie by umarła ze strachu, tak jak wiele zwierząt teraz w Ukrainie.

Wojna to cierpienie. Nie ma co dopatrywać się w niej czegokolwiek szlachetnego. To brud, przemoc, strach i śmierć. Kto sieje wojnę, ten nie godzien jest być człowiekiem. Wypisuje się taka kreatura z cywilizacji i gatunku ludzkiego. Kto napada sąsiada bez żadnego powodu, ten jest bandytą. Kto morduje ludzi i zwierzęta jest zbrodniarzem niegodnym miana człowieka. Zbrodniarz zaś musi zostać przykładnie i bardzo surowo ukarany.  

Kto wywołuje wojnę i burzy porządek tego świata atakuje także przyrodę. Mamy czas katastrofy klimatycznej. Wali nam się świat jaki znamy. Trwa pandemia. Wywołanie wojny w takich czasach to dowód zdziczenia absolutnego. Teraz, kiedy ludzkość stara się cokolwiek zrobić, by ratować nas przed katastrofalnymi skutkami zmian klimatu, jeden naród bezwzględnie wywołuje wojnę. To dodatkowy wymiar bandytyzmu z jakim mamy do czynienia.

Ta wojna na dodatek wymierzona jest głównie w ludność Ukrainy. Bombardowane są miasta i domy zwykłych ludzi. To czysty terroryzm i bandytyzm. Trzeba o tym wyraźnie mówić i pisać. rosja, nie potrafię już tego słowa napisać z dużej litery, wypisała się z cywilizowanego świata. rosja jest terrorystą i bandytą. Cała ludzkość musi się takiemu postępowaniu sprzeciwić, inaczej czeka nas straszliwa przyszłość, a może nawet brak przyszłości.

niedziela, 20 marca 2022

Zespół doskonały

 


Psi zaprzęg stanowi kwintesencję pracy zespołowej. Nigdzie nie spotkamy takiej determinacji w dążeniu do wspólnego celu, z jaką mamy do czynienia w psim zaprzęgu. Tutaj wszyscy pracują na sukces zespołu. Bez prywatnych ambicji, bez gwiazdorzenia i bez zawiści. Każdy jest członkiem zaprzęgu o takiej samej dla niego wartości. Czy to biegające przed samymi saniami wheel dogi, czy pracujące w środku team dogi, czy wreszcie prowadzący cały zespół liderzy. Nie ma mniej, czy bardziej ważnych członków zespołu. Wszyscy są niezbędni by osiągnąć sukces. Bez pracy lidera zaprzęg nie będzie pracował dobrze i skutecznie, ale tak samo będzie, kiedy za nim biegnące psy będą paprały swoją robotę. Lider to taki sam członek zespołu, jak każdy inny psiak. 

Często w trakcie bardzo długiego biegu musimy zmieniać psy na konkretnych pozycjach. Najczęściej tak się dzieje z liderami, którzy oprócz biegu mają jeszcze na głowie pracę umysłową i od niej niekiedy trzeba dać im odpocząć. Opuszczając swoją pozycję na przedzie zaprzęgu, wtapiają się natychmiast w środek zespołu i przyjmują zwierzchność innego lidera. Bez cienia zawiści, bez obrażania się i innych jakże często występujących u ludzi emocji. Psy będąc stadnymi zwierzętami mają zdolność do bezwzględnej współpracy zakodowaną w genach. Naturalnym zatem dla nich stanem jest porządek i świadomość swojego miejsca w stadzie i w zespole. W naturze ich kuzyni wilki też nie mogą sobie pozwolić na indywidualną grę. Pojedynczy wilk nie miałby wielkich szans na przetrwanie w swym środowisku. 

Co ciekawe pomimo tak wysokiego stopnia integracji ze stadem, pojedynczy pies niczego nie traci ze swej indywidualności. Każdy żyje na co dzień trochę po swojemu. Ma własne modele zachowań oraz osobiste preferencje dotyczące wielu spraw. Dopiero w działaniu stado staje się monolitem, jednym organizmem. To także jedna z pasjonujących obserwacji, jakich dokonujemy żyjąc z psami.


czwartek, 17 marca 2022

Ultramaratończyk

 

                                                             Henia i Baru "in lead"

Długodystansowy pies zaprzęgowy to ultramaratończyk. Jego organizm potrafi dobrze znosić długotrwały wysiłek, trudne warunki pogodowe i stres. Radzi sobie z brakiem snu, byciem w ciągłej gotowości do biegu. Jest odporny na ból i rzadko choruje.
Ale nie jest maszyną. Jest czującym, żywym stworzeniem, któremu należy się opieka i uczycie. Tym bardziej, że jest wspaniałym sportowcem. Alaskan husky potrafi przebiec 100 kilometrów w ciągu sześciu godzin, przespać się i najeść w ciągu następnych sześciu, a po nich pobiec drugi raz 100 kilometrów. Ponad 200 nawet w ciągu doby.
On to potrafi, ale pod pewnymi warunkami. Musi być do tego wytrenowany, zdrowy i dobrze odżywiony. Inaczej zrobimy z niego ruinę. Granica, przy tak ekstremalnych biegach, jest niezwykle cienka. Kto nie ma pojęcia o treningu i dietetyce, niech się w ogóle za to nie bierze. Narobi tylko psom i sobie kłopotów.


Maja i Bajka

Ultramaratońskie biegi charakteryzuje ogromny dystans do pokonania i długi czas przebywania na trasie. Aby mieć szansę na ich ukończenie wszystko musi być dograne na maksimum możliwości. Dlatego tak często tych biegów zespoły nie kończą. Nawet te znakomicie przygotowane.

Człowiek biegnący maraton, czy dużo dłuższy bieg ultra, wsłuchuje się w swój organizm. Zna go doskonale dzięki treningom i wie kiedy jest dobrze, a kiedy przekracza linię, zza której nie ma już odwrotu. Wtedy się wycofuje. Przynajmniej powinien tak zrobić.
W zespole zaprzęgowym jest to o tyle trudniejsze, że musimy wsłuchać się w organizmy psów. W ich łapy, mięśnie, serca i rozumy, aby wiedzieć czy dalsza jazda ma sens i czy jest po prostu bezpieczna dla zespołu i jego poszczególnych członków. A przecież one nam tego nie powiedzą.
Bardzo w tym pomaga własne doświadczenie w sportach wytrzymałościowych, dzięki któremu możemy się domyślać co przeżywa pies. Z czym walczy jego organizm i psychika. Warto wiedzieć czym są zakwasy i jak bolą mięśnie kiedy powstają w nich mikrouszkodzenia, normalne przy wysiłku i jak funkcjonuje ciało i mózg w warunkach odwodnienia. To wszystko pozwala nam zrozumieć psa w trakcie biegu i odpowiednio o niego zadbać.


                                                             Flicka i Beky

My  sami oczywiście też zmagamy się z bólem mięśni, brakiem snu, odwodnieniem. Kilkuset kilometrowa trasa nie oszczędza nikogo. Samo stanie na saniach długimi godzinami daje w kość, a przecież musimy jeszcze pomagać psom, pchać sanie na podjazdach, czy w głębokim śniegu, biec obok kiedy psom jest ciężko. Przyjmuje się, że 15-20 procent trasy przemierzamy na własnych nogach pomagając psom. W trakcie wyprawy o dystansie 500 kilometrów, jest to 70, albo i więcej kilometrów, zrobionych na własnych nogach w ciągu trzech dni, na dodatek pokonanych w grubej, polarnej odzieży i ciężkich buciorach. Wystarczy żeby poczuć ból wszystkich mięśni. Na dodatek, kiedy zatrzymujemy się na postój, to psy natychmiast kładą się do snu, a my w tym czasie biegamy wokół nich z jedzeniem, masażem, wodą itd. Śpimy dopiero wtedy, kiedy ogarniemy naszych biegaczy.


                                                                          Emi i Szasta

Na  sukces w długodystansowym mushingu składa się wiele szczegółów. Jest ich tak dużo, że nie sposób wszystkich wymienić w jednym miejscu. Najważniejsze są jednak trening, dieta i opieka nad psami. Dużo biegania w różnych warunkach, dużo odpoczynku pomiędzy treningami, ogrom jak najlepszego jedzenia i jeszcze więcej uczucia, miłości i pasji. Musimy zjednoczyć się z naszymi psami. Stać się niemal jednym organizmem, bo od nich zależy nasz los i ich los od nas.
Psy są naszymi przyjaciółmi, członkami naszej rodziny. Kiedy są szczęśliwe nam jest dobrze, kiedy cierpią, my cierpimy z nimi. Kiedy odchodzą, płaczemy za nimi i tęsknimy.
One dają w biegu sto procent z siebie, my musimy zrobić tak samo. Tylko wtedy mamy szansę na cokolwiek. I to tylko szansę, bo wiele z kart w mushingu rozdaje los. Dlatego oprócz wszystkiego potrzebujemy też mnóstwa szczęścia. To już jednak temat na osobny post :)

Dbajmy o nasze psy, kochajmy je i czujmy jak one. Dzięki temu możemy stać się prawdziwymi maszerami i wejść naprawdę w świat mushingu, i w ten sposób dotrzeć do sedna kontaktu z naturą. Poczuć jedność ze zwierzętami, wiatrem, śniegiem i mrozem. Być częścią świata, tak naprawdę.


                                                                                  Adi

poniedziałek, 14 marca 2022

Droga Psa

 


Wojtek Kurtyka, jeden z największych himalaistów świata, wiele lat temu, swoją życiową drogę przez najtrudniejsze góry świata, nazwał Ścieżką Góry. Nawiązywał w ten sposób do starego samurajskiego kodeksu Bushido i zawierającej się w nim Drogi Miecza.

Drogi, którą podążał świadomie japoński wojownik. Będącej zarazem drogą do celu i celem samym w sobie. To buddyjska filozofia stawiająca na piedestale samą drogę. Samo dążenie do celu.

Kurtyka wzorem samuraja kroczył swoją Drogą Góry poświęcając się jej całkowicie. Stawiając przed sobą wielkie cele i robiąc wszystko co należy, aby je realizować.
To trudna droga. Wymagająca ogromnego samozaparcia i jeszcze większej pewności jej celu. Do tego im cel ambitniejszy tym ryzyko porażki większe. Ale jak ktoś kiedyś powiedział "dla wielkiej sprawy honornie jest nawet zginąć".
Otóż to, tylko wielkie cele warte są tego, aby im się poświęcić. Dla osiągnięcia wielkich celów warto poświęcić całe życie. Choćbyśmy nawet nigdy nie zdołali ich osiągnąć. Ważne, że próbujemy, że walczymy. Bierni nie osiągają niczego. "Kto ryzykuje ten pije szampana":))

środa, 9 marca 2022

Medytacja


 Mało jest tak sprzyjających momentów do zastanowienia się nad życiem i sobą, jak czas długiej wyprawy. Przemierzamy ogromne odległości z psami. Rytm ich biegu wprowadza nas w pewien rodzaj transu. Sanie suną kołysząc się jedynie na nierównościach trasy, a nasz umysł ogarnia spokój. Prawdziwy błogostan.
Mushing tak ma, że wymaga zupełnego skupienia z jednej strony, ale zarazem daje mnóstwo spokoju. Ten przychodzi natomiast kiedy już wszystko opanujemy i mamy to pod kontrolą.
Wtedy zapadamy w trans. Nie tylko my, bo psów tak samo to dotyczy. Ich transem jest bieg. Jednostajny, miarowy kłus, od czasu do czasu przeplatany takim swoistym galopkiem, który być może pozwala im zachować kontakt z rzeczywistością. I wrócić od czasu do czasu do realnego świata.

Kiedy tak podróżujemy, to nasz umysł otwiera się na wiele bodźców przeoczanych na co dzień. W transie jesteśmy na nie bardziej otwarci i łatwiej im dostać się do naszych myśli.

Psy biegną, sanie suną, śnieg trzeszczy pod płozami, a nad głowami mamy zorzę polarną dodającą magicznej aury temu wszystkiemu. Myśl ma okazję wejść w obszary rzadko przez siebie odwiedzane i dotknąć spraw nawet zapomnianych.

Cisza panuje w naszych głowach. Milknie na dobre zgiełk cywilizacji. Stapiamy się w jeden twór z psami, śniegiem, powietrzem, słońcem i zorzą. Jesteśmy cząstką natury. Jedną z bilionów cząstek, z których składa się wszechświat. W takim momencie czujemy to wyraźnie.
Ten stan trwa i trwa, a my postępujemy przez śnieżne pustkowia, dalecy od ludzi i ich problemów.
Taki jest mushing.
To jest medytacja. Nawet nie wiemy dokładnie co wtedy dzieje się w naszych głowach. Albo nie pamiętamy po wszystkim. Od czasu do czasu przerywamy ten stan, by sprawdzić czy wszystko w porządku i zaraz zapadamy w niego ponownie.

To uzależnia. Co jakiś czas potrzebujemy takiej medytacji i wyciszenia. Jazda z psami przez śniegi Laponii daje nam go zawsze. Dlatego wciąż tam wracamy.

Riisitunturi

  W Parku Narodowym Riisitunturi jest kilka miejsc, w których można przenocować. To jest najbardziej wypasione. Sześcioosobowa chata, wyposa...